(...) podeszłam do drzwi
i spojrzałam w judasz. po drugiej stronie stał mężczyzna ubrany w mundur
policyjny. Ze zdziwieniem na twarzy otworzyłam drzwi, ale gdy zobaczyłam jego
wyraz twarzy od razu zrzedła mi mina, wiedziałam że musiało coś się stać.
- Dobry wieczór -
przywitał się policjant
- Dobry wieczór. W czym mogę panu pomóc ?. - odpowiedziałam tym samym, po czym zadałam pytanie
- Czy zastałem panią Mie
Gomez ?. - tym razem to on zadał pytanie
- Tak to ja - powiedziałam
z coraz większym strachem
- Mógłbym wejść do środka
?. Wolałbym by miała pani stabilniejszy grunt. - uśmiechną się blado
- Oczywiście, proszę za mną.
Zaprowadziłam go do
dużego pokoju i wskazałam na fotel na który po chwili usiadł, ja natomiast spoczęłam na kanapie i wyczekująco patrzyłam na mężczyznę.
- A więc mam dla pani
niezbyt wesołą wiadomość .. - wydusił z siebie po czym się zaciął
- Tak ?. - tym samy
kazałam mu kontynuować
- Hm .. Pani rodzice
wylecieli dzisiaj z rana na delegacje, nieprawdaż ? - kiwnęłam głową na znak że
się zgadzam
- A więc ich samolot w
połowie lotu wpadł w turbulencje akurat kiedy lecieli nad oceanem. Szczęście w
nieszczęściu było takie że pilot był bardzo doświadczony wylądowali na wodzie
lecz mimo wszystko tylko 18 pasażerów z 42 przeżyło. I zła wiadomość jest taka że
pański ojciec nie żyje. Pocieszające może być to że matka przeżyła lecz jest w
stanie krytycznym. - w czasie jego wypowiedzi łzy zaczęły spływać po moich
policzkach. Mężczyzna wyjął długopis i notes po czym zaczął coś starannie
pisać. Po skończeniu wyrwał kartkę i położył na ławie. Schował rzeczy z powrotem
do kieszeni kurki i zakładając czapkę wyszedł z pomieszczenia w którym się
znajdowałam. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami co oznaczało że
mundurowy wyszedł z domu. Mokra ciecz wciąż wypływała z moich oczu, już nie
mogłam nawet jej zatamować. Nie mogłam uwierzyć, ze mój tata, mimo że tak
zapracowany, ale to był wciąż mój ojciec. Że on nie żyje, przecież to nie mogła
być prawda. Zaczęłam rozmyślać nad naszymi wspólnie spędzonymi chwilami nie
było ich dużo, ale wszystkie były wyjątkowe. Po chwili przypomniałam sobie o
mamie i kartce leżącej na szklanej płycie. Wzięłam ją do ręki po czym weszłam
na górę. Kartkę położyłam na biurku, a sama podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z
niej czarne spodnie od dresy i do kompletu bluzę z adidasa tego samego koloru. Zdjęłam spodenki od piżamy i założyłam na siebie przygotowane ubrania włosy
zawiązałam w kitkę, a na nos nałożyłam a'la sportowe okulary przeciwsłoneczne,
mimo że była noc, ale chciałam jakoś zamaskować moje czerwone i podpuchnięte
oczy z których wyciekały pojedyncze krople słonej wody. Wzięłam kartkę i
zeszłam na dół zapięłam bluzę, na nogi założyłam czarno-granatowe adidasy,
zawiązałam surówki i biorąc klucze oraz telefon, który wsadziłam do
kieszeni bluzy, wyszłam z domu zamknęłam drzwi kluczem, po czym wsiadłam do
mojego granatowego garbuska. Wsadziłam kluczyk do stacyjki po czym go
przekręciłam. Wyjechałam na ulice, a następnie zamknęłam bramę pilotem.
Jechałam powoli do szpitala świętej Anny niedaleko centrum. Mimo że ulice o tej
porze były puste ja jechałam jedynie 80 km/h. Po niecałych 48 minutach dojechałam
do celu. Wjechałam na podziemny parking szpital i wysiadłam z pojazdu. Zamknęłam go po czym udałam się do windy. Wcisnęłam guzik z cyfrą 1, gdyż na tym piętrze
była recepcja. kiedy drzwi się ponownie otworzyły szybkim krokiem podeszłam do
mile wyglądającej recepcjonistki.
- Witam panią, w czym
mogę pomóc. - no tak stała gadka w takich miejscach.
- Dobry wieczór Ja
nazywam się Mia Gomez, w tym szpitalu znajduje się moja mama Sara Gomez.
Mogłaby pani powiedzieć gdzie się znajduje. - głos z każdym wypowiedzianym
słowem drżał mi coraz bardziej.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się blado po czym zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze.
- A więc twoja mama
znajduje się na 8 piętrze pokój 326.
- Dziękuje bardzo. - mimo
wszystko uśmiechnęłam się do niej.
Znów podeszłam do
blaszanych drzwi i nacisnęłam przycisk by winda zjechała na moje piętro po
chwili drzwi się otworzyły, a z nich wyszedł dość przystojny brunet. Niemożliwe. Jezu to naprawdę Justin, ale co on tu robi. No cóż on w ogóle nie
zwrócił na mnie uwagi. Minęłam się z nim w progu windy. Pachniał identycznie jak
tego felernego dnia. Łzy znów zaczęły napływać mi do oczu, a jeszcze bardziej
bolało to, że on na prawdę zapomniał, nie poznał mnie. Zawsze w głębi serca
miałam skrytą nadziej ze jednak pamięta Gdy stałam już w windzie i nacisnęłam guzik wciąż się w niego wpatrywałam gdy drzwi windy już się zamykały on odwrócił
się na moment i przez chwile nasze spojrzenia się spotkały to była sekunda, gdyż
drzwi całkowicie się zamknęły i winda zaczęła jechać w górę. Wystarczyło jedno
spojrzenie by wszystko wróciło, dosłownie wszystko. Z rozmyśleń wyrwał mnie
dźwięk otwierania się windy wyszłam z niej po czym korytarzem doszłam do pokoju 326. Po woli otworzyłam drzwi. Przekroczyłam próg pokoju na łóżku leżała
moja mama przykryta szczelnie białą pościelą. Z głowie miała bandaż a na
lewej ręce gips który sięgał od ramienia, aż po końcówki palców. Usiadłam na
dość wygodnym krześle przy łóżku, a następnie złapałam prawą dłoń mojej mamy. Na
jednym z palców miała klips sprawdzający tętno i ciśnienie. Mimo to nie
przeszkadzało mi to w lekkim ściśnięciu jej ręki. Przepełniona wydarzeniami dzisiejszego dnia, nie do końca pozytywnym ułożyłam głowę na materacu, na
którym spoczywały jakby nieobecna moja matka. Po niespełna kilku sekundach przymknęłam powieki i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
*OCZAMI JUSTINA* w tym
samym czasie
Kogoś przypominała mi ta
dziewczyna i te oczy. Ale czy na pewno to była ONA?
jejku, pomyliłam się:c jaki smutny rozdział:c
OdpowiedzUsuń