5 sierpnia 2013

Siedemnasty

*OCZAMI JUSTINA*
Nagle usłyszałem huk dochodzący zza drzwi łazienki. Gwałtownie podniosłem się z łózka i podszedłem do białych drzwi, za którymi znajdowała się szatynka. Zapukałem kilka razy w drzwi, nic zero reakcji. Spróbowałem ponownie tym razem mocniej, także nic. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Może nic się nie stało, tylko po prostu nie będzie się do mnie odzywać?. Co ty pieprzysz człowieku, złóż wszystko w całość – mój mózg dawał o sobie znać. No tak był huk, a następnie zero reakcji. Może po prostu się poślizgnęła i w najgorszym wypadku zbiła sobie swój seksowny tyłek. Oj zamknij się – moje myśli wciąż nie dawały mi spokoju. A może straciła przytomność. Boże. Zacząłem walić w białe drzwi z taką siłą, że byłem pewien, że słyszy mnie każdy w promieniu jednego kilometra. A ona nadal nie dawała znaku życie. Musze otworzyć jakoś te cholerne drzwi, tylko jak. Myśl idioto – powtarzałem sobie w myślach. Wiem. Podszedłem do moich spodni i z tylnej kieszeni wyciągnąłem portfel, otworzyłem go i wyjąłem mały scyzoryk. Ustawiając odpowiednie „narzędzie”, ponownie podszedłem do drzwi. Przykucnąłem przy nich i zacząłem majstrować przy zamku. Po chwili usłyszałem charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że drzwi są otwarte. Nacisnąłem na klamkę i powoli wszedłem do pomieszczenia. Doznałem szoku kiedy zobaczyłem na przerażająco białych kafelkach nieprzytomną Mie. Klęknąłem i położyłem lewą dłoń na jej bladym policzku, a drugą podłożyłem z tyłu jej głowy w celu umiejscowieniu jej na swoich kolanach. Moje źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy poczułem na palcach coś mokrego. Podniosłem powoli dłoń i przyjrzałem się swojej dłoni. Z palca serdecznego, skapnęła kropelka czerwonej mazi, która zabrudziła kafelki. Ponownie przyjrzałem się dokładnie dziewczynie i stwierdziłem, że po prawej stronie jej głowy znajduje się mała kałuża krwi, która z sekundy na sekundę zwiększa swoją objętość. Podniosłem bezwładne ciało brązowookiej i skierowałem się z nią w stronę drzwi, gdy ponownie znalazłem się w pokoju, położyłem jej ciało na łóżku i cicho westchnąłem. Złapałem z swoje spodnie, leżące u stóp łóżka i wyjąłem z lewej kieszeni iPhona. Odblokowałem jego ekran i wybrałem odpowiedni numer. Modliłem się w myślach, żeby osoba, do której dzwoniłem odebrała telefon. Gdy usłyszałem czwarty sygnał, straciłem nadzieje. Lecz nagle usłyszałem cichy szmer po drugiej stronie.
-Tak słucham. – odezwał się głos z dość charakterystycznym akcentem.
-Simon?. – spytałem z nadzieją, że dodzwoniłem się do odpowiedniej osoby.
-Tak, a kto pyta?.
-Ju .. – zawahałem się przez chwile – Justin. Potrzebuje twojej pomocy, to pilne. – powiedziałem go błagalnie.
-Ah, Justin. Wiesz, że nie powinieneś do mnie dzwonić?. Jesteś ostatnią osobą, z którą mam ochotę rozmawiać. – powiedział podirytowany.
-Tak wiem i szczerze rozumiem, ale jesteś moją ostatnią. Tylko ty tak dobrze obracasz się w swoim fachu. – przerwałem na moment, czekając na jego reakcje. Po chwili ciszy kontynuowałem – Justem w pokoju hotelowym Chertemos, na łóżku leży nieprzytomna dziewczyna, musiała chyba ostro przypieprzyć o kafelki w łazience. Z tylu głowy sączy się jej krew, robi się coraz bledsza, nie wiem co mam robić. Pomóż mi, jesteś dla mnie jedyną deską ratunku. – ściszyłem głos do minimum. Chciało mi się płakać byłem bezsilny.
-Um, dobra Bieber słuchaj. Pomogę ci, ale to ostatni raz kiedy to robię. –odparł zrezygnowany.
-Dziękuje ci Simon, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. – dodałem, bez zastanowienia, westchnąłem – Tak, jasne. Ostatni raz. Zrozumiałem.
-Dobra, nie ważne. Posłuchaj mnie uważnie. Na początek, włącz tryb głośno mówiący i odłóż telefon gdzieś blisko siebie. – wykonując jego polecenie, położyłem urządzenie na szafkę nocną. – Następnie połóż ją tak by leżała na plecach. Najlepiej na podłodze. – ponownie podniosłem jej ciało i umieściłem na podłodze, kładąc ją na wznak.
-Zrobione.
-Dobrze. Weź jej dłoń i sprawdź czy tętno jest wyczuwalne.
-Bardzo słabo. To źle?.
-Można tak to ująć. Uklęknij przy niej i umieść jej głowę pomiędzy kolanami. I wysuń jej żuchwę do przodu. Zrób to jak najdelikatniej potrafisz.
-Gotowe.
-Dobra teraz postaraj się zatamować czymś ranę, zaraz tam będę. – nastała chwila ciszy – A jeszcze jedno, jaki numer pokoju?.
-73, dziewiąte piętro. – odpowiedziałem pospiesznie, po czym usłyszałem sygnał zakończonego połączenia.
Sięgnąłem zwinnie po narzutę, która leżała na skraju łóżka. Złapałem ją mocno w obie ręce i używając swojej siły oderwałem pasek z krótszej części materiału. Niepotrzebną część położyłem z boku, a drugą jak najdelikatniej podłożyłem jej pod głowę by zatamować krwotok.
*NARRACJA TRZECIOOSOBOWA*
Po delikatnie zaróżowionych policzkach chłopaka zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nie wytrzymał, pozwolił emocją wyjść na wierzch. Pocieszające dla niego było to, że nikt go nie zobaczy. W tej właśnie chwili, pokazał wszystkie swoje emocji. Tylko komu?. Sobie. Tak SOBIE. Przyznał się przed samym sobą, że nie jest takim twardzielem, za jakiego się uważał. To wszystko go przerosło nie miał już sił. Ta cała presja otoczeni. To jak rani najbliższe osoby. Chaz cierpi tylko i wyłącznie z jego winy. Gdyby nie on, te głupie układy, to nie groziłoby niebezpieczeństwo jego najbliższej rodzinie, osobą w których zawsze miał oparcie, mimo że jedna z nich, to jeszcze mała istotka nie rozumiejąca życia. Było tylko jedno wyjście. Także nie korzystne dla niektórych osób. Mimo, że kochał osobę – która nic nie zawiniła, a teraz miała zostać „stracona” -, to musiał to zrobić. Planu B już nie było. Był tylko plan A do zrealizowania, a czasu było coraz mniej. Ewidentnie spieprzył sprawę. Brązowooki był pogrążony w swoich myślach, do puki nie ocknął go stukot w drzwi z korytarza. Dopiero teraz zorientował się, że to do drzwi jego pokoju, ktoś się dobija. Krzykną krótkie „proszę”. A po chwili, już drzwi zamykały się za 28 letnim mulatem.
-Simon. – wyszeptał Justin przecierając prawą dłonią twarz, by „kumpel” nie zobaczył tego, co się przed chwilą z nim działo.
*OCZAMI JUSTIN*
-A spodziewałeś się kogoś innego, Bieber?. – roześmiał się Torez.
-Nie, ale wiesz sądziłem, że zajmie ci to trochę dłużej. – powiedziałem zakłopotany, wolną ręką drapiąc się po karku.
On tylko melodyjnie się zaśmiał, a walizeczkę którą miał ze sobą postawił na łóżku, przy okazji zdejmując bluzę. Podszedł do mnie i spojrzał na przerażająco bladą twarz Mii.
Simon ciągle wydawał mi określone polecenia a ja je spełniałem.
Kazał mi podnieść nieprzytomną dziewczynę do pozycji siedzącej. Tak też zrobiłem.
Następnie, z torby, którą ze sobą przyniósł wyjął lateksowe rękawiczki, i najpotrzebniejsze rzeczy. Zszył dziewczynie ranę na głowie, tym samym tamując krew, która już zdążyła zalać mi całe prawie ramię koszulki.
Dalsza część wydarzeń przemknęła mi jak przez mgłę.
Pamiętam jedynie, że położyliśmy ją na łóżku, kładąc ją na czystej poduszce, a tą brudną położyłem na fotelu, stojącego niedaleko.
Następnie położyłem się na kanapie, uprzednio dziękując Simonowi.
Morfeusz zawładną mną z szybkością jakiej się nie spodziewałem.
*OCZAMI MII*
*następny dzień*
Budząc się czułam niesamowity ból z tyłu głowy, który promieniował na resztę ciała i na pewno nie był spowodowany ilością wczoraj wypitego alkoholu. Skrzywiłam się, gdy otwierałam oczy. Nie dlatego, że światło słoneczne drażniło moje oczy, lecz dlatego, że ból stał się jeszcze mocniejszy.
Przyłożyłam rękę do czoła, a czując na nim coś chłodnego i wilgotnego, zrzuciłam to szybko.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystkie wspomnienia ze wczorajszej nocy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą.
Przypomniało mi się z jaką dzikością siebie pożądaliśmy. Usatysfakcjonowany i pełen triumfu wzrok Justin.
Kojarząc fakty, zorientowałam się dlaczego tak cholernie boli mnie głowa.
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, a następnie stojącej. Zbyt gwałtownie, gdyż od razu usiadłam z powrotem na pościeli. Przymknęłam na chwilę oczy – mając nadzieje, że ból ustanie - trzymając się z głowę i cicho jęknęłam.
Otwierając powoli powieki ujrzałam zatroskaną twarz szatyna.
-Wszystko dobrze?. Może chcesz wody, cokolwiek?. – zaczął szybko i niewyraźnie mówić, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Po prostu przynieś mi moją torebkę.
Podniósł się z kolan, a następnie po chwili przyniósł mi moją torbę.
Wyrwałam mu ją z rąk i pospiesznie otwierając ją wyjęłam opakowanie tabletek, odkręcając wieczko, szybko połknęłam dwie niebieskie kapsułki i ponownie opadłam na poduszki.
Justin patrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Co chwilę otwierając i zamykając usta. Jakby nie wiedząc jakie słowa wypowiedzieć.(…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz