5 sierpnia 2013

Dwunasty

Obudziłam się na łóżku. Dopiero po kilku minutach zorientowałam się, że jestem u Justina w pokoju. Powoli zaczęłam przypominać sobie wczorajsze wydarzenia. Czyli to nie był chory sen?. Obok mnie nie było szatyna. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam przeciągle. Wstałam z łóżka i skierowałam się na dół. Wyszłam cicho z pokoju i po drewnianych schodach zeszłam na dół. Przeszłam przez duży salon i pewnym krokiem weszłam do kuchni. Brązowooki stał do mnie tyłem przy kuchence. Podeszłam do niego i zaglądając mu przez ramię, co było trudne bo był ode mnie wyższy. W końcu jakoś podejrzałam co tam przyrządza. Jakie było moje zdziwienie, że robi jajecznice, która zawsze mu nie wychodziła i przeważnie ją przypalał. Zrobiłam krok do tyłu i usiadłam na blacie małej „wysepki” po środku kuchni przy której stały krzesła barowe. Wzięłam w rękę jabłko, po czym ugryzłam spory kawałek. Odrywająca się część miąższu zrobiła lekki hałas. I tym samym szatyn odwrócił się w moją stronę witając mnie przyjaznym uśmiechem. Ja przeżułam do końca kęs owocu i odpowiedziałam mu chłodno:
-Nie myśl sobie, że jeżeli przyszłam do Ciebie i poprosiłam o pomoc, to ci wybaczyła. O nie. Tak łatwo nie będę. Na czas szukania Chaza postaram się być obojętna w stosunku do Ciebie, a po pomocy Chazowi wszystko wróci do normy. – Justin na moje słowa westchną i z powrotem odwrócił się do kuchenki. Reszta poranka minęła w spokoju. Po śniadaniu Justin udał się do salonu, a ja z grzeczności posprzątałam po posiłku. Następnie usiadłam koło chłopaka na skórzanej kanapie.
-To jak myślisz gdzie mogą go przetrzymywać?. Jak możemy się z nimi skontaktować?. I najważniejsze, czy w ogóle masz jakiś plan?. – patrzyłam na niego wyczekująco. On oderwał wzrok od telewizora na którym aktualnie oglądał mecz hokeja. Popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem i zaczął mówić:
-Po pierwsze nie wiem gdzie są tutejsze siedziby gangu, po drugie mam parę numerów, ale najlepiej będzie jak poczekamy na ich koleiny krok. No i ostatnie, tak mam plan, ale jego szczegółów dowiesz się w trakcie trwania naszej „akcji”.
-Ale czy ty nie rozumiesz nie możemy czekać!. Tutaj liczy się każda minuta, tu chodzi o życie twojego przyjaciela. Czy ty tego nie pojmujesz!? – powoli zaczyna mnie denerwować ten jego spokój.
-Uwierz mi znam ich, wiem co mamy robić. Zdaj się na mnie, bo chyba wiem lepiej jak pracują!. – on także podniósł głos. Ja zrobiłam zniechęconą minę i założyłam ręce na piersi opierając się o oparcie kanapy.
-Powiedzmy, że ci wierze. Ale zaufać, to ci tak szybko nie zaufam. – powiedziałam z przekąsem, tym samy zakańczając temat
**wieczór**
Obecnie jestem w moim mieszkaniu i szykuje się na tzw. bankiet. Ponieważ po przyjechaniu od Justina na wycieraczce była kolejna koperta i tym razem mamy razem udać się na „przyjęcie”. W kopercie znajdowały się zaproszenia i karteczka z dopiskiem, że mamy czekać na ich wskazówki i niczego nie kombinować, bo wtedy już nigdy więcej nie zobaczymy Chaza. Tak więc siedzę w łazience i gole nogi, by czuć się komfortowo. Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem z suszarką w lewej dłoni. Urządzenie położyłam na łóżku i ściągnęłam z głowy beżowy ręcznik, który zawisł na poręczy łóżka. Podeszłam do dużego lustra i zaczęłam suszyć moje czarne włosy. Podeszłam do garderoby i wybrałam zestaw. Następnie złożyłam na siebie przyszykowaną sukienkę, a na nogi włożyłam czarne rajstopy. Podeszłam do lustra i ułożyłam włosy. Na twarz nałożyłam małą ilość fluidu, następnie na policzki troszkę róży. Na górnych powiekach namalowałam grube czarne kreski, a rzęsy maznęłam maskarą. A na koniec pomalowałam usta krwisto-czerwoną szminką. Pogładziłam czarną sukienkę i uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z efektu. Skromnie mówiąc wyglądałam ładnie. Przeszłam do przedpokoju, uprzednio biorąc w rękę czarną torbę. Wsunęłam na stopy czerwone buty i zapięłam paseczki, które oplatały moje kostki. Wzięłam do ręki torbę, przez którą przewiesiłam czarną marynarkę i wyszłam z mieszkania. Zakluczyłam drzwi i udałam się windą na parter. Wychodząc z apartamentowca, podjechał Justin swoim białym Mustangiem. Jak przystało na faceta wyszedł z samochody i obszedł go tak, by po chwili otworzyć przede mną drzwi. Ja zmierzyłam gowzrokiem, przygryzłam dolną wargę i uśmiechnęłam się lekko siadając na miejscu pasażera. Justin z powrotem zajął miejsce kierowcy i z piskiem opon ruszył w stronę wyjazdu z miasta.
*godzinę potem*
Wreszcie dojechaliśmy na przedmieścia Miami. Myślałam, że ta męcząca podróż nigdy się nie skończy. Ciszy, która między nami panowała nie mogłam zdzierżyć. Nawet radio grające przeboje teraźniejszego lata nie pomogły w milszym przemierzeniu drogi.
Złapałam mojego towarzysza pod rękę i ruszyliśmy w stronę wejścia do skromnie wyglądającego budynku. Przy wejściu wyjęłam z torby zaproszenia i podałam kobiecie, która stała przy drzwiach. Ciemno skóry, muskularny mężczyzna otworzył przed nami drzwi, a my weszliśmy do środka. Aż stanęłam na moment widząc kryształowe żyrandole, złote akcenty, obrazy największych malarzy kosztujące fortunę, stoły za czasów Ludwika XIV. Wszystko wyglądało na bardzo drogie. Co więcej widząc budynek z zewnątrz, w ogóle nie pomyślałam, że w środku wnętrze będzie tak bogato przystrojone. Udaliśmy się do wyznaczonego stoliku i usiedliśmy na miejscach. Justin rozlał nam po kieliszku szampana, który wypiłam za jednym zamachem, by choć troch się rozluźnić.
Siedzieliśmy już dobre 15 minut. Na razie nic nadzwyczajnego się nie stało, jedynie coraz więcej ludzi w drogich kreacjach pojawiało się w budynku. Kątem oka zerknęłam na Justina, który poddenerwowany stukał palcami o blat stołu i namiętnie wpatrywał się w wchodzących gości. Nie mogąc dłużej wytrzymać już rytmu, który wystukiwał, położyłam mu dłoń na palcach. Od pierwszy raz odkąd tu weszliśmy spojrzał na mnie a potem na moją rękę. Zarumieniłam się leciutko i zabrałam dłoń, kładąc ją ponownie nas szyjce od kieliszka i biorąc łyk szampana.
-Czego ty tam wypatrujesz?. – zadałam mu nurtujące mnie pytanie. Czym odpowiedziała mi głucha cisza. – Ja już dłużej tutaj nie wysiedzę. – powiedziałam z zamiarem wstania od stołu, lecz silne dłonie spoczywające na moich barkach mnie przytrzymały. Odwróciłam się z siebie i spojrzałam na przystojnego i dość umięśnionego chłopaka
-Miło cię znów widzieć Justin. – uśmiechną się niemiło do mojego towarzysza.
-Ciebie też Mark. – odpowiedział Bieber i podając mu rękę.
Ten cały Mark przysunął sobie krzesło do naszego stolika i usiadł pomiędzy mną, a brązowookim.
-Cieszę się, że przyszłaś Mia. – uśmiechną się zawadiacko.
-A mi nie. – odpowiedziałam niemiło i krzywo się uśmiechnęłam. Na co on zaśmiał się pogardliwie i patrząc na mnie znacząco położył swoją szorstką dłoń na moi kolanie. Ja automatycznie strzepnęłam jago nadgarstek i sprzedałam siarczysty policzek. (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz