15 sierpnia 2014

Dwudziesty trzeci

Dlaczego mnie tak długo nie było?
Dlaczego się nie odzywałam?
Dlaczego nic nie pisałam?
Wszytkie wątpliwoście i wszelkie wyjaśnienia napisze pod rozdziałem.
A jeżeli będziecie mieli więcej pytań do mnie, po prostu mi je zadajcie,
czy to tu, na asku, twitterze, czy gadu.
Miałego czytania :)

~*~ 

Obudziłam się kiedy zaczynało już świtać. Przetarłam zaspane oczy lewą dłonią, a następnie podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam o ramę łóżka, a ta zaskrzypiała. Rozejrzałam się przymrużonymi nadal oczami po pokoju. Mogłam sądzić, że jest wczesna godzina, gdyż na zewnątrz słońce znajdowało się nisko, a niebo nadal było lekko szarawe.
Ziewnęłam przeciągle i spojrzałam w stronę Justina. Leżał twarzą odwrócony w moją stronę, miał lekko rozchylone wargi, a włosy spadały bezwładnie na czoło. Przypomniała mi się nasza wyprawa nad jezioro, pod namioty kilka lat temu. Pamiętam to jak dziś...
*RETROSPEKCJA BEZOSOBOWA*
-Mamo mamo to już dziś! - dwunastoletnia dziewczynka skakała wokół matki, wykrzykując ciągle te same słowa. Była strasznie podekscytowana.
-Tak Amanda masz rację. A teraz leć się przebrać i spakuj swój plecak kochanie. - powiedziała uśmiechnięta mama dziewczynki, kończąc przygotowanie kanapek.
Dziewczynka w podskokach pokonała schody i wbiegła do swojego pokoju. Wyjęła spod łóżka niebieski plecak i zaczęła pakować tam swoje zabawki, no i oczywiście nie mogło zabraknąć w nim różowego pluszowego królika, którego dostała od swojego najlepszego przyjaciela. Po spakowaniu wszystkich rzeczy pobiegła do łazienki wiążąc swoje długie, ciemne włosy w kucyk i rozbierając się z piżamki w myszkę Miki.
*
W domu obok atmosfera także była niezwykła. Wszyscy po domu chodzili z uśmiechami na twarzach, lecz największym entuzjazmem wyróżniał się dwunastoletni chłopczyk. Poganiał on rodziców, aby tylko się nie spóźnili i wyruszyli o odpowiedniej porze.
Jego tata pakował wszystkie rzeczy do samochodu, a mama przygotowywała kanapki z masłem orzechowym, dla jej mężczyzn - jak to miała w zwyczaju ich nazywać.
W końcu w uszach chłopca rozbrzmiał radosny głos matki:
-Justin! Jedziemy, schodź szybko na dół. - Justin jakby w amoku jak najszybciej zbiegł po schodach i z prędkością światła wskoczył na tylne siedzenie minivana.
Na miejscu wszyscy byli około godziny 12. Jeremy i Tom od razu zabrali się za rozbijanie namiotów, ich żony zajęły się rozkładaniem jedzenia na dużym, drewnianym stole niedaleko, a Justin, Mia i Chaz od razu pobiegli w stronę jeziorka. Kobiety co chwile zerkały w ich stronę i upominały, by nie wchodzili za głęboko. Kiedy namioty były już gotowe, zaczęli oni przynosić wszystkie rzeczy z samochodów.
I w końcu zaczęło robić się coraz chłodniej, a słońce znajdowało się coraz niżej, a niebo robiło się coraz ciemniejsze.
Dzieciaki musiały już wyjść z wody. Ich usta były sine, mimo, że trzęśli się, to utwierdzali rodziców w przekonaniu, że wcale nie jest im zimno. Jeremy rozpalił ognisko, po czym wszyscy razem zjedli naszykowaną przez Pattie i Sarę kolację. Dzieciaki potem piekły pianki i zajadały je z czekoladą i krakersami.
Kiedy już jedynie księżyc dawał im jakiekolwiek światło, wszyscy rozeszli się do swoich namiotów. Dzieciaki miały jeden na swoją własność.
Kiedy Mia usadowiła się pomiędzy kuzynem i przyjacielem, weszła do śpiwora. Justin wziął latarkę, którą przyłożył do twarzy i zaczął opowiadać jedną z tych strasznych historii, a Amanda co chwile podskakiwała z przerażenia i zasłaniała oczy dłońmi, lecz dzielnie wysłuchała do końca historii, którą prezentował im Justin.
W końcu cała trójka odpłynęła do krainy morfeusza.
*
Mia obudziła się jako pierwsza, przez szpary w namiocie wpadały delikatne promienie słońca. Zachichotała mimowolnie, widząc jak jej przyjaciel uśmiecha się przez sen.
*KONIEC RETROSPEKCJI*
Miłe wspomnienia z czasów, które już nie powrócą.
Otarłam spływającą mimowolnie łzę z prawego policzka i odchrząknęłam, gdyż zaschło mi w gardle.
Zsunęłam nogi z łóżka i położyłam stopy na wykładzinę. Wstałam powoli i na paluszkach podeszłam do torby którą przyniósł Justin i wyjęłam z niej rzeczy. Weszłam do łazienki uprzednio zapalając światło i zamykając za sobą drzwi. Oparłam się dłońmi o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, szrama na lewym policzku wcale nie wyglądała lepiej.
Szybko odwróciłam wzrok i odkręciłam kran przemywając ciepłą wodą twarz. Wyjęłam z wcześniej położonego tu pudełka tabletki i połknęłam szybko zaciskając mocno powieki i krzywiąc się lekko ze względu na obrzydliwie gorzki smak poczuty na języku. Umyłam dokładnie zęby i wzięłam szybki prysznic, związałam włosy w kucyk i założyłam na siebie rzeczy.
Wróciłam do pokoju i ponownie podeszłam do torby i włożyłam do niej swoją prowizoryczną piżamę.
Odwróciłam się w stronę chłopaka i uśmiechnęłam się lekko widząc jak próbuje wybudzić się ze snu, ale coś mu nie wychodziło.
-Dzień dobry. - błogą ciszę przerwał zachrypnięty głos Justina, który jednocześnie w czasie wypowiadania słów ziewnął przeciągle, co wyglądało zabawnie.
Zachichotałam pod nosem.
-Cześć. - odpowiedziałam przygryzając lekko dolną wargę, po czym szybko ją uwolniłam.
Justin usiadł na łóżku i przeciągnął się, a sprężyny w materacu zaskrzypiały. A mój wzrok spadł na jego klatkę piersiową, brzuch, ramiona i przedramiona.
Przeklęłam w myślach i znów szybko spojrzałam na jego twarz, lecz wzrok wciąż mi uciekał. Odchrząknęłam i odwróciłam się do niego tyłem.
-Em, jaki plan mamy na dzisiejszy dzień? - zapytałam zmieszana, próbując nie zająknąć się.
Odpowiedziało mi ponowne ziewnięcie chłopaka.
-Która godzina? - zignorował mnie.
Przewróciłam oczami i ponownie odwróciłam się w jego stronę. Prychnięcie uleciało z moich ust.
-Nie mam pojęcia Justin, nie widziałam zegarka jak i swojej komórki od paru dni. A teraz rusz swój tyłek i idź do łazienki.
Mogłam ujrzeć jego rozbawienie na twarzy.
-Lubisz mój tyłek Mia. - uśmiechnął się szeroko i poruszył zabawnie brwiami.
Zachichotałam, lecz szybko przybrałam poważny wyraz twarzy i spojrzałam na niego karcąco.
-Fuj, - powiedziałam głośno przeciągając literkę "u" i skrzywiłam się - w twoich snach Bieber.
-Może, - za to on przeciągnął samogłoski i wyszczerzył się jeszcze bardziej - Gomez. - dokończył, puszczając do mnie oczko.
Udałam odruch wymiotny.
-Jesteś obrzydliwy. - lecz na mojej twarzy zaczął gościć lekki uśmiech.
Justin ostatecznie podniósł się z łóżka i skierował się w stronę łazienki. Przygryzłam dolną wargę widząc jego umięśnione ramiona i plecy.
Kiedy usłyszałam dźwięk puszczonej wody wzięłam głęboki oddech. Zaścieliłam łóżko i położyłam na nim wczorajszej nocy zdjęty koc.
Przeczesałam dłoniom swoje poplątane włosy i ponownie podeszłam do torby Justina. Zaczęłam zawzięcie szukać szczotki do włosów lecz nie mogłam jej znaleźć. No tak na pewno zostawiłam ją w łazience.
Nadal słyszałam strumień lecącej wody spod prysznica, więc podeszłam do drzwi łazienki i uchyliłam je. Weszłam tam po cichu na palcach i zobaczyłam szczotkę na umywalce koło lustra, wzięłam ją w dłonie i już miałam wychodzić, kiedy .. kiedy zasłonka od prysznica została zasunięta, a moim oczą ukazał się Justin jak go pan Bóg stworzył. Moje oczy automatycznie zjechały na jego przyrodzenie, po czym odwróciłam szybko wzrok i pisnęłam przestraszona i zakłopotana. Szczotka wypadła mi z rąk, którymi zasłoniłam oczy i odwróciłam się tyłem do chłopaka, pozwalając mu tym samym owinąć biodra ręcznikiem.
Zachichotałam nerwowo, a moje policzki zaczęły piec, co świadczyło o tym, że robię się czerwona z zażenowania. O moje uszy obił się śmiech chłopaka.
-Mia już możesz odsłonić oczy. - na te słowa ponownie obróciłam się w jego stronę powoli zabierając dłonie z twarzy.
- Ja prze.. - zająknęłam się - przepraszam cię. - uśmiechnęłam się krzywo nie patrząc Justinowi w oczy. Podniosłam szybko z podłogi szczotkę i pośpiesznie wyszłam z pomieszczenia.
Jestem skończoną idiotką. Walnęłam się z otwartej dłoni w głowę, po czym usiadłam po turecku na swoim łóżku tyłem do drzwi łazienki i zaczęłam rozczesywać swoje włosy.
Słyszałam jak Justin wychodzi z łazienki, jak wyciera ręcznikiem mokre włosy, jak ręcznik spada na podłogę, jak zaczyna się ubierać, skrzypnięcie sprężyn pod jego ciężarem i jego miarowy oddech.
Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów by uspokoić swoje rozkołatane serce, nadal czesząc pasma swoich długich włosów. Odłożyłam szczotkę obok siebie i zaczęłam robić sobie warkocza, po czym związałam jego końcówkę czarną gumką z mojego nadgarstka.
Położyłam się na łóżku z nadal zamkniętymi oczami.
-Justin?
-Hmm?
-Dlaczego się do mnie nie odzywałeś? - mój głos zadrżał.
-Co? Jak to? Przecież cały czas się do ciebie odzywam? - w jego głosie było słychać zmieszanie.
-Nie o to mi chodzi. - westchnęłam.
-A o co Amanda? - zapytał z powagą.
-Dlaczego nie odezwałeś się do mnie ani razu przez te dwa lata? - mój głos powoli zaczął się łamać.
-Mia, ja .. - Justin chciał już zacząć się tłumaczyć lecz mu przerwałam.
-Nie Justin daj mi skończyć. - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego, kiedy kiwną głową pozwalając mi mówić, zaczęłam - Dzwoniłam do ciebie codziennie po twoim wyjeździe przez dwa cholerne miesiące. Chyba zasługiwałam na jakieś wyjaśnienia nie sądzisz? Jesteś tchórzem Justin, nie dość, że nie powiedziałeś mi nic o wyjeździe to jeszcze się nie pożegnałeś. To bolało wiesz? Byłeś moim najlepszym przyjacielem, od od - mój głos zaczął się już całkowicie łamać, a po policzkach spływały już łzy, lecz nie przestałam - od zawsze. To nadal boli, i to cały czas tak samo. Wiem, że kontaktowałeś się  z Chazem i wiem też że ani razu nie zainteresowałeś się mną. Płakałam każdej nocy. I byłam na tyle głupia, że przez okrągły rok zasypiałam z twoim zdjęciem na poduszce. Wciąż łudziłam się tą cholerną nadzieją, że napiszesz, że wtargniesz do mojego pokoju jak zawsze z uśmiechniętą buzią i powiesz, że to był żart. Lecz tak się nigdy nie stało. Byłam bliska depresji, ja nie mogłam tak żyć, nie potrafiłam poradzić sobie z tym wszystkim sama. A kiedy w końcu po woli zapominałam i wszystko szło w dobrym kierunku, znowu się pojawiłeś. Niszcząc wszystko co wypracowałam w przeciągu dwóch lat twojej nieobecności.
Nie mogłam już nic więcej powiedzieć. Brałam coraz głębsze wdechy. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Moje ciało zaczęło się trząść. Zacisnęłam pięści, położyłam się tyłem do Justina i podkurczyłam kolana. A łzy dalej spływały smugami po moich policzkach, jak tamtego dnia gdy zostawił mnie na pomoście i uciekł.
Justin już nic nie mówił, między nami panowała cisza, którą przerywały jedynie moje pociągnięcia nosem. Usłyszałam, że wstał z łóżka. Poczułam jak moje ugina się pod jego ciężarem, jak kładzie się koło mnie, jak przyciąga moje plecy do swojej klatki piersiowej, jak całuje moją głowę, jak przytula mnie mocno do siebie. Zaczął nucić coś pod nosem i kołysać naszymi ciałami, próbując mnie uspokoić.
-Ale wróciłem, jestem przy tobie i nigdzie się nie wybieram. Zostaje tutaj. - usłyszałam jego szept.
-Obiecujesz? - także wyszeptałam, lecz nie usłyszałam już odpowiedzi gdyż po tych słowach moje powieki zaczęły robić się strasznie ciężkie.
Tego dnia także obudziłam się w samochodzie Justina, lecz tym razem na przednim siedzeniu pasażera. Przeciągnęłam się i wyciągnęłam ręce ku górze w miarę możliwości. Rozejrzałam się.
-Justin gdzie my jedziemy? - spojrzałam wyczekująco na kierowcę.
-Jedziemy do klubu, ale przed tym zajedziemy gdzieś by wybrać ci odpowiednie ciuchy. - uniósł jeden kącik ust ku górze.
-Nie Justin musisz zawrócić! - krzyknęłam spanikowana - Nie mam zamiaru iść na jakąś imprezę i się bawić kiedy Chaz. - przerwałam zastanawiając się przez chwilę - No właśnie nie wiadomo co oni mu tam robią. Proszę Cię wysadź mnie, ja muszę mu pomóc.
-Po pierwsze uspokój się. Po drugie najpierw trzeba obmyślić plan, to nie są jacyś tam gangsterzy, to naprawdę mądrzy i niebezpieczni ludzie. A po trzecie jedziemy tam ponieważ właścicielem klubu jest facet, który może nam pomóc. I po ostatnie nie możemy na miejscu wyróżniać się z tłumu, bo możliwe że będą tam ludzie Diego. - wytłumaczył mi na jednym wdechu.
Nie słuchałam go już potem jedynie przyglądałam się mu, ponownie. Patrzyłam na to jak co chwile obluzuje wargi, jak zaciska mu się szczęka, jak jego rzęsy rzucają cień na policzki, jak drapał się po prawym policzku, jak poprawiał włosy, jak przygryzał wargę, jak pulsuje jego żyła na skroni.
Ugh, jestem idiotką. Lecz mimo to dalej przesuwałam wzrokiem po chłopaku. Miał duże dłonie i strasznie seksowne palce. Lewa ręka spoczywała na kierownice, a ozdabiał ja złoty zegarek i masa tatuaży, prawa leżała bezwładnie na jego nodze lecz co chwile przenosił ją na uchwyt skrzyni zmiany biegów..
-Mia słuchasz mnie? - głos Justina wyrwał mnie z rozmyślań.
-Hmm?
-Nie no dzięki wielkie, ja tu się produkuje a ty masz mnie w dupie. - warknął na mnie, przewracając oczami, po czym oboje wybuchneliśmy śmiechem.
-I tak mnie uwielbiasz Bieber. - powiedziałam rozbawiona.
-Trudno Cię nie uwielbiać. - Justin powiedział bardziej do siebie niż do mnie, lecz usłyszałam każde słowo. Uśmiechnęłam się jedynie do niego i niechcący otarłam się dłonią o jego rękę spoczywającą blisko mojej nogi. Zmarszczyłam brwi. Co? Jakim cudem jego ręka się tu znalazła?
Wzięłam jego mały palec w swoje dwa palce i przeniosłam na jego rękę na jego nogę. Justin zaśmiał się, na co ja prychnęłam i przewróciłam oczami. Idiota.
Reszta drogi minęła nam na słuchaniu radia i śpiewaniu niektórych piosenek. Justin opowiadał mi co działo się u niego, choć w sumie opowiadał jedynie o swojej karierze tancerza. No ale cóż, zawsze coś.
-I tak oto wróciłem do swojego rodzinnego miasta, robiąc sobie przerwę. - skończył chłopak.
-Przecież kochasz tańczyć, co się stało? - można było usłyszeć zdziwienie w moim głosie.
-Monotonność, cały czas ten sam tryb życia. To w końcu stało się męczące. Straciłem pasje do tego co robię. I po części dlatego chciałem wrócić tutaj gdzie to wszystko się zaczęło, mając nadzieje że ponownie odzyskam miłość do tańca. - uśmiechnął się, lecz było słychać smutek w głosie Justina. - No a po część chciałem uciec od tego w co się wpakowałem, lecz jak widać nie wyszło mi to w ogóle. Ale nie rozmawiajmy już o mnie bo to zawiewa już nudą, a poza tym już jesteśmy na miejscu.
Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemniej gdyż wjechaliśmy na podziemny parking. Justin zręcznie i szybko zaparkował samochód, po czym oboje z niego wysiedliśmy.
Zmarszczyłam brwi zakłopotana kiedy wchodziliśmy głównym wejściem do centrum handlowego.
-Justin jest jeden problem.
-Jaki problem? - na jego twarzy malowało się zdziwienie.
-Jak miałabym zapłacić za ciuchy, które wybiorę skoro nie mam pieniędzy?
-O pieniądze się nie martw kruszynko, dzisiaj ja wszystko stawiam. - zaśmiał się i poruszył zabawnie brwiami, na co ja westchnęłam zrezygnowana i zgodziłam się skinięciem głowy.
Minęły 2 godziny, a ja mam jedynie parę butów, o które z resztą musiałam zawzięcie kłócić się z Justinem. Gdyż ten zarządził, że mam kupić sobie buty na wysokim obcasie, ponieważ mam wyglądać seksownie. Nie docierało do niego nawet to, że moja kostka nadal nie czuje się na tyle dobrze i stabilnie by spędzić kilka godzić w wysokich butach. Lecz w końcu wybłagałam wygodne buty na płaskiej podeszwie.
Po kolejnej godzinie miałam już w posiadaniu bluzkę i spodenki. Musiał znaleźć jeszcze jakieś dodatki. Po chwili ja wzbogaciłam się o torebkę chanel i srebrny naszyjnik z diamentami, za to portfel chłopaka ucierpiał na tym. Kupiłam jeszcze pomadkę i kilka potrzebnych mi kosmetyków. Ostatecznie dla dopełnienia wszystkich rzeczy Justin wybrał mi czarną skórzaną kurtkę. I takim oto sposobem po czterogodzinnych zakupach miałam strój na dzisiejszy wieczór.
Kiedy byliśmy już przy samochodzie i złapałam dłonią klamkę by otworzyć drzwi nad moją głową zapaliła się wymyślona żarówka. Więc spojrzałam na blondyna który otwierał bagażnik.
-Justin gdzie ja się przebiorę?
-Wezmę tylko swoje rzeczy i pójdziemy do łazienki się przebrać. Nie ma innego, ale także lepszego miejsca, gdzie moglibyśmy to zrobić.
Przy toalecie ustaliliśmy z Justinem że spotkamy się na parkingu. Po czym każdy poszedł w swoją stronę.
Wyszłam z kabiny i stanęłam przy umywalce nad którą znajdowało się duże lustro. Moja włosy wyglądały dobrze. Nadal buły związane w warkocza, z którego wypadło jedynie kilka kosmyków moich włosów, wyglądał lekko niechlujnie, ale właśnie o taki efekt mi chodziło. Użyłam kupionego wcześniej bronzera, następnie na mojej górnej powiece powstała dość gruba kreska, rzęsy podkreśliłam maskarą. Ostatecznie pomalował usta pomarańczową pomadką i poprawiłam wiszący na mojej szyi naszyjnik. Schowałam wszystko i skierowałam się w stronę samochodu.
Justin stał do mnie tyłem rozmawiając przez telefon. Podeszłam do niego cicho i zasłoniłam dłońmi jego oczy. Chłopak pospiesznie zakończył rozmowę i chowając telefon do przedniej kieszeni spodni zdjął moje ręce ze swojej twarzy i odwrócił się do mnie uśmiechając się szeroko. Zmierzył mnie zaciekawionym wzrokiem, następnie złapał moją dłoń i zaprowadził mnie do samochodu.
Przez następne pół godziny jeździliśmy po ulicach Fort Lauderdale w południowo-wschodniej części stanu Floryda szukając klubu do którego mieliśmy zamiar iść. W końcu naszym oczom ukazał się duży zielony napis McSorley’s. Justin w czasie drogi opowiedział mi, że to irlandzki bar.
Zaparkowaliśmy dwie przecznice dalej, po czym pieszo plażą poszliśmy do wcześniej wymienionego miejsca. Zeszliśmy schodkami w dół, jako pierwszy w oczy rzucał się podświetlony na zielono bar, pełno alkoholu i wysokie stołki barowe obite czarną skórą. Było tu strasznie duszno, a ilość ludzi była ogromna. Na parkiecie każdy ocierał się o siebie, ciężko było mi wzrokiem odnaleźć choć skrawek wolnej przestrzeni.
Usiedliśmy na dwóch z trzech wolnych stołków. Po chwili Justin przysunął się do mnie i i wyszeptał mi do ucha kilka słów:
-Udawaj, że dobrze się bawisz."
Na co ja parsknęłam śmiechem, a dłoń położyłam na jego udzie, wczuwając się w swoją rolę. Mrugnęłam do Justina, tym samym informując go, że przyjęłam jego słowa do wiadomości. Podniosłam wolną dłoń, przywołując tym samym jednego z dwóch barmanów. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, na co on także odwzajemnił mój gest, podchodząc do mnie bliżej i pochylając się w moją stronę. Jego ciepły oddech uderzył w moją twarz.
-Co dla ciebie ślicznotko?
-Tobermory. - odpowiedziałam, kładąc obie dłonie na blacie i wpatrując się w Nicka, gdyż tak pokazywał napis na jego koszulce. Chłopak mrugnął do mnie i zaczął nalewać do kryształowej szklanki moją w whisky. Po czym podał mi ją, jednocześnie muskając moją dłoń.
-Dzięki Nick. - uśmiech wciąż nie schodził z mojej twarzy. Chłopak pokiwał przecząco głową.
-Moje imię to Danny. Jestem tu w zastępstwie za brata, to jego koszulka. - uśmiechnął się zadziornie. - Ale mów mi Dan. - mówiąc to podał mi czarny długopis i przysunął swoją lewą dłoń ku mnie. Rozumiejąc o co mu chodzi zdjęłam nakrętkę z długopisu i zaczęłam pisać na wewnętrznej stronie jego dłoni. 589-236-4001 Amanda
Przerwało nam dość głośne - gdyż mimo muzyce to usłyszałam - chrząknięcie Bieber'a. Przewróciłam oczami i oddałam długopis Dan'owi. A ten odszedł w stronę zaplecza. Wzięłam łyk trunku. Poczułam na języku gorzkawy smak, a następnie po gardle rozpłynęło się przyjemne ciepło cieczy.
-Daj nam po 6 shotów. - głos Justina rozbrzmiał w moich uszach.
Blondyn stojący za barem ukucnął, po czym wstał i zaczął przygotowywać zamówione przez Justina drinki. Po kilku minutach przede mną jak i przed Justinem stało po 6 kieliszków wypełnionych zielonym płynem, postawionych na dwóch drewnianych wąskich "tackach". Spojrzałam pytająco na chłopaka.
-Musimy się trochę rozluźnić, a poza tym jeżeli od razu poszlibyśmy do Scott'a to byłoby to dość podejrzane. Rozumiesz? - przytaknęłam - Tylko mi się po tylu nie zrzygaj.
-Jedyną osobą, która może tu wymiotować jesteś ty. - uśmiechnęłam się zadziornie
-Rzucasz mi wyzwanie? - przytaknęłam, chwytając już pierwszy kieliszek, który następnie przysunęłam w stronę ust i przechyliłam wlewając go sobie do ust. Połykając ciecz, nawet się nie skrzywiłam. Smakowało mi.
To samo zrobiłam z pozostałymi 5 kieliszkami i odstawiłam ostatni na blacie baru, kątem oka widząc jak Justin krzywi się przy każdym z shotów. Zaśmiał się w duchu i przybiłam sobie mentalną piąteczkę.
Wstałam gwałtownie, lecz lekko zakręciło mi się w głowie, więc podtrzymałam się ramienia Justina. Widząc, że on także skończył swoją kolejkę pociągnęłam go za rękę w stronę parkietu.
Kiedy znaleźliśmy kawałek przestrzeni stanęliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy tańczyć. Ruszałam biodrami, próbując wczuć się w muzykę, jak kiedyś. Lecz chyba niezbyt mi to wychodziło. Gdyż Justin zachichotał mi do ucha i odwrócił tyłem do siebie. Poczułam jego dłonie na swoich biodrach, zaczął leciutko nimi kołysać.
-Robisz to za sztywno. - wyszeptał - Gdzie podziała się ta Mia, która pokazała mi co to taniec, dzięki której to pokochałem? - retoryczne pytanie wypłynęło z jego ust. - Zamknij oczy. - posłusznie zrobiłam to - Wczuj się w rytm muzyki, poczuj to.
Kiedy już ponownie zaczęłam to czuć, uśmiechnęłam się lekko. Poczułam jak Justin przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej. Alkohol zaczynał działać na ans oboje. Odwróciłam się w jego stronę. Wzrok miał wlepiony w jakąś loże za mną. Jego oczy się rozszerzyły.
Złapał mnie za dłoń i pociągnął w nieznanym kierunku. Weszliśmy do ciemnego korytarza. Szliśmy szybko, słychać było nasze przyśpieszone oddechy, gdyż tutaj muzyka już nie docierała tak dobrze. Usłyszałam za sobą kroki. Justin najwidoczniej też gdyż zatrzymał się i pchnął mnie na ścianę. Jęknęłam z bólu. Chłopak przycisnął mnie do lodowatej betonowej ściany i wpił się w moje usta. Gwałtownie, mocno. Odwzajemniłam zdezorientowana pocałunek. Jego ręce znalazły się na moim ciele. Jak przez mgłę usłyszałam męski donośny głos.
-Jezus. Znajdźcie sobie jakiś pokój. To, że jest tu ciemno, nie oznacza, że tutaj nic nie widać. I nie słychać.
Z chwilą kiedy kroki zaczęły się oddalać, Justin zaczął powoli się odsuwać.
-Co to do jasnej cholery ma znaczyć? - próbowałam krzyczeć, jednocześnie szepcząc.
-Później Ci wyjaśnię. Teraz tutaj zostań i poczekaj na mnie, muszę iść się odlać.
Moje oczy się rozszerzyły.
-Chyba nie myślisz, że teraz zostanę tu sama. Jesteś jakimś idiotą? Najpierw mnie straszysz, a teraz chcesz zostawić tu samą?
-Dobra, chodź. Tylko się już przycisz.
Przewróciłam oczami i ruszyłam za Justinem. Weszłam za nim do męskiej toalety. Lecz nie miałam nawet czasu by się rozejrzeć, gdyż chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jednej z kabin i zamknął za sobą drzwi. Stał on twarzą do mnie, a jak stałam tyłem do sedesu.
Usłyszałam jak główne drzwi się otwierają. Justin zaczął odpinać pasek, a po chwili jego spodnie opadły mu do kostek. Patrzałam zdezorirnrowana i przerażona, kiedy zaczął się do mnie przysuwać. Jego twarz była tuż przy mojej.
-Zachowuj się tak jakbyśmy uprawiali seks. - na jego szept odpowiedziałam jedynie skinięciem, gdyż nie było mnie stać na ani jedno słowo.
Justin zaczął się o mnie ocierać.
-O tak skarbie, jesteś cudowna, tego mi było trzeba. - zaczął głośno mówić, przepełnionym udawaną namiętnością głosem, ja natomiast jęknęłam na jego słowa i zaczęłam wczuwać się w swoją rolę.
-Tak tak tak, nie przestawaj. Kocham to. - przy każdym wypowiedzianym słowie jęczałam coraz bardziej.
W tle było słychać lecącą z kranu wodę, po chwili uruchomiła się suszarka, a na koniec drzwi zamknęły się za tajemniczym osobnikiem. Justin złapał mnie w tali i przemieścił nas tak, że teraz to ja stałam oparta o drzwi.
-Odwróć się tyłem do mnie. - zrobiłam to co mówił i przysuwajac się bliżej drzwi oparłam o nie dłonie.
Czułam jak chłopak także odwraca się do mnie tyłem. Czułam jak ściąga swoje bokserki, jego tyłek otarł się o mój.
-Fuj to ochydne, nie ocieraj się o mnie swoją gołą dupą. - słychać było obrzydzenie w moim głosie, lecz Justin zaśmiał się jedynie rozbawiony moimi słowami.
Przewróciłam oczami, a do moich uszu dobiegł dźwięk sikania Justina. Boże on jest obleśny .. Nie mógł zostawić mnie w tej kabinie, a sam pójść do innej? Po chwili usłyszałam jak się porusza i ubiera się, słyszałam szczękanie klamry paska gdy go zapinał, następnie zamknął głośno deskę i spuścił wodę.
-Możesz wyjść. - odetchnęłam z ulgą i odblokowałam zamek, po czym wyszłam z kabiny.
Justin podszedł do umywalki i zaczął myć ręce. Ja natomiast wyjęłam z torebki pomadkę, kiedy ją otwierałam do łazięki weszło trzech chłopaków. Zaczęłam malować usta, a w lustrze mogłam zobaczyć ich zdezorientowane miny. Kiedy Justin podszedł do suszarki, a ja schowałam szminkę i zaczęłam poprawiać włosy, oni nadal stali w bez ruchu i patrzyli się na mnie. Kiedy Justin przestał suszyć dłonie podeszłam do niego i łapiąc go za rękę wyszliśmy z toalety. A kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
-To było dziwne i żenujące. - przyznałam.
-I zabawne, zapomniałaś dodać, że było także zabawne. - powiedział Justin, wycierajac łzy z kącików oczu, które powstały od śmiechu. - Dobra chodźmy do Scott'a.
Kierowaliśmy się jeszcze bardziej w głąb korytarza. Zeszliśmy schodami w dół. Tutaj natomiast panowała taka jasność, że oczy aż zaczęły mnie boleć od tak nagłej zmiany oświetlenia. ściany były białe, a drzwi z ciemnego - wpadającego w kolor czerwony - drewna.
Justin zapukał do tych na końcu korytarza. Usłyszeliśmy przytłumione proszę. Chłopak nacisnął na klamkę, a drzwi otworzyły się przed nami. Puścił mnie przodem, a sam wszedł za mną, zamykając za sobą drzwi.
-Witaj Scott. - Justin podszedł do siedzącego z mahoniowym biurkiem faceta i podał mu dłoń, a ten ją uścisnął.
-Cześć Justin. - powiedział przyjaźnie - A ty zapewne jesteś Amanda. - zwrócił się do mnie, a ja przytaknęłam skinięciem głowy. - Usiądźcie. - wskazał ręką na stojące po drugiej stronie burka dwa krzesła.
Posłusznie usiedliśmy. Scott zaczął wypytywać nas o różne rzeczy, między innymi co tu robimy i czego od niego chcemy. Justin tłumaczył mu wszystko dokładnie, opowiedział mu o Diego, o listach od niego do mnie, o porwaniu Chaza.
-Więc jak wchodzisz w to? Pomożesz odbić nam Chaza? - po dłuższej ciszy usłyszałam swój własny głos.
Lecz mimo, że to ja zadałam pytania, on odezwał się do Justina.
-Sam wiesz, że jest to bardzo głupie i niebezpieczne. - powaga w jego głosie mnie przeraziła - Ale ja lubię wyzwania. - uśmiech zawitał na jego twarzy - Już dawno chciałem utrzeć nosa Raoul'owi. A teraz jest okazja. Więc możecie na mnie liczyć.
Zerwałam się z krzesła i podbiegłam do niego. On instynktownie wstał, a ja przytuliłam go najmocniej jak umiałam. Po chwili odsunęłam się.
-Wiem, że to było niestosowne, ale bardzo ci dziękuje.
-Dobra dzieciaki, odezwę się do was niedługo i obmyślimy jakiś plan. A teraz zmykajcie, bo nie wiem czy wiecie, ale ludzie Diego także tu dzisiaj są.
-Tak widziałem ich. - Justin uścisnął Scott'owi dłoń - Jeszcze raz wielkie dzięki stary.
Po słowach Justina skierowaliśmy się w stronę drzwi. Następnie schodami w górę skierowaliśmy się ku wyjściu, a po chwili byliśmy już przy barze.
-Trzeba to opić. - szeroki uśmiech gościł na ustach chłopaka.
-Ale Scott mówił, żebyśmy jak najszybciej się stąd zbierali.
-I miał racje, ale jeden mały drink przed wyjściem nie zaszkodzi.
Jeden mały drink zamienił się w kilkanaście, po trzecim przestałam liczyć. Kiedy piłam przez słomkę jakąś wódkę z sokiem, Justin oświadczył, że musi iść znowu do toalety i że mam tu na niego poczekać, a sam dopił swoją szkocką i poszedł, znikając z mojego pola widzenia.
Kiedy zdążyłam wypić swojego drinka, a on przez dłuższy czas nadal nie wracał, zaczęłam się martwić. Zostawiłam pieniądze, na barze i ruszyłam w stronę toalet. Obejrzałam się za siebie i weszłam do męskiej. Na szczęście nikt nie stał ani przy umywalkach ani przy pisuarach. Widziałam w jednej z kabin buty Justina i to właśnie z tej kabiny dochodziły pojękiwania (i to już raczej nie udawane) dwóch osób. Utwierdziły mnie w przekonaniu, że to Bieber dwa słowa jego "towarzyszki": Dalej Justin. Nie wiem dlaczego lecz coś zakuło mnie w klatce piersiowej, aż moje ciało zgięło się na pół.
-Jesteś obrzydliwy Bieber! - wykrzyczałam i wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę wyjścia. Przeszłam przez ciemny korytarz, a potem przez tłum tańczących ludzi. Weszłam schodami w górę i otworzyłam ciężkie metalowe drzwi. W moją twarz uderzyło chłodne powietrze. W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy, nie mogłam złapać oddechu. Było tu pełno ludzi, a ja chciałam być teraz sama. Musiałam wszystko przemyśleć. Pobiegłam w stronę plaży.
Idąc brzegiem morza oddalałam się od wszystkich ludzi, po mojej twarzy już spływały strużki łez. Kiedy już w pobliżu nie było ani jednej żywej duszy, zatrzymałam się. Usiadłam na skałach niedaleko.
Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam ponownie zacząć mu ufać? Jak mogłam dać mu dostać się ponownie do mojego serca? Mogłam się spodziewać, że ponownie złamie daną mi obietnice. Jestem beznadziejną łatwowierną idiotką. Przecież to było oczywiste, że prędzej czy później ponownie mnie zrani, zostawi, wyjedzie, cokolwiek.
Położyłam torebkę obok siebie. Nawet nie mam pieprzonego telefonu żeby zobaczyć chociaż która godzina, albo żeby do kogoś zadzwonić. Boże nienawidzę mojego życia.
Siedziałam tak, płakałam i użalałam się nas sobą, aż moim oczom zaczął ukazywać się wschód słońca. Nawet nie potrafiłam się cieszyć z tak pięknego widoku. Podniosłam się i wzięłam do ręki torebkę. wytarłam mokre policzki i skruszony tusz pod oczami.
Ruszyłam w stronę deptaku, a następnie ulicy. Znalazłam postój taksówek. Wsiadłam do jeden i kazał się zawieść na najbliższą stacje busów. Po jakichś 15 minutach kierowca poinformował mnie, że jesteśmy na miejscu. Zapłaciłam mu, - za pieniądze, które na szczęście dał mi Bieber - podziękowałam i wysiadłam z taksówki. I w tym momencie mnie oświeciło, przecież razem z pieniędzmi Justin dał mi swój telefon. Pospiesznie otworzyłam swoja torebkę i wyjęłam czarny smukły iPhone. Tak genialnie tylko szkoda, że się rozładował. No cóż i tak teraz to w sumie jest mi nie potrzebny, wiec schowałam go z powrotem i ruszyłam do dużego budynku.
Weszłam do środka i rozejrzałam się. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zegar mieszczący na ścianie naprzeciwko mnie, którego wskazówki pokazywały godzinę 5:48. Podeszłam do jedynego czynnego okienka i zapukałam w szybkę. Po chwili moim oczą ukazała się starsza kobieta, która weszła do małego pomieszczenia - mieszczącego się za szybką - niosąc w ręku parujący kubek z jakimś płynem, jak mniemam z herbatą bądź kawą. Kobieta nacisnęła jakiś zielony przycisk i nachyliła się na mikrofonem.
-W czym mogę pani służyć.
-Chciałabym kupić bilet na najszybciej odjeżdżającego busa do Miami.
Melisa - gdyż tak wskazywała plakietka postawiona na biurku - zaczęła wpisywać coś na klawiaturze komputera, i po chwili podała mi świeżo wydrukowany bilet do Miami na godzinę 6:20.
-Przepraszam kochanieńka ale wcześniej nic nie jedzie do Miami. - uśmiechnęła się pocieszająco kobieta.
-Nic nie szkodzi. - także się do niej uśmiechnęłam, lecz mój uśmiech niekoniecznie był szczery, gdyż nie miałam zbytniej ochoty na uśmiechanie się. Dałam jej odliczone pieniądze i odebrałam bilet.
Wyszłam z tyłu budynku na plac, na który miał podjechać mój bus. Zostało mi jeszcze jakieś 20 minut. Skierowałam się do łazienki, gdyż mój pęcherz zdawał się zaraz wybuchnąć.
Po wyjściu z kabiny podeszłam do jednej z umywalek i dokładnie umyłam dłonie, a następnie wytarłam je papierowym ręcznikiem.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądałam wcale tak źle, bynajmniej nie tak źle jak się czułam. Rozplątałam warkocz, a następnie przeczesałam włosy palcami. Związałam je w wysoką kitkę i przejechałam szminką po ustach.
Wyszłam z łazienki i spoglądając na jeden z zegarów okazało się, że zostało mi już zaledwie 10 minut do odjazdu mojego busa. Na całe szczęście stał już na swoim miejscu i można było zajmować miejsca. Więc podeszłam do drzwi i weszłam do dość dużego pojazdu, pokazując bilet kierowcy skierował się na tyły. Usiadłam w trzecim od końca podwójnym rzędzie siedzeń po prawej stronie.
Usiadłam na fotelu pod oknem i oparłam głowę o szybę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo zmęczona jestem. Trzymając swoją torebkę mocno w garści, zamknęłam oczy. Ostatnią myślą  było, że za półtorej godziny będę w domu i sama muszę poradzić sobie z odzyskaniem Chaza, nawet jeśli Diego zażąda, że w zamian za wolność mojego kuzyna mam mu "dać" siebie lub oddać za niego życie.
Zrobię wszystko.
*
Byłem już nieźle zalany i idąc do kibla musiałem podtrzymywać się ściany. Podszedłem chwiejnie do jednego z pisuarów i ściągając spodnie odlałem się. Kiedy zasuwałem już zamek w spodniach, usłyszałem jak ktoś wchodzi do łazienki. Następnie poczułem jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do jednej z kabin.
Widziałem jak przez mgłę stojącą przede mną blondynkę. Złapała mnie za kark i przyciągnęła do siebie całując mocno. Włożyła swój język do mojej buzi i całowała namiętnie.
Czułem jak zdjęła ze mnie spodnie i bokserki. Wziąłem ją na ręce i dziękując bogu, że ma na sobie sukienkę, włożyłem pod nią swoją ręką i odsunąłem na bok jej majtki tak by mieć dostęp do jej cipki. Wszedłem w nią szybko, gwałtownie. A ona wciągnęłam głęboki haust powietrza. Zacząłem się w niej poruszać.
Słyszałam jak szepcze mi do ucha. A potem krzyczy moje imię. Jej krzyk przerwał inny głośny kobiecy głos.
-Jesteś obrzydliwy Bieber!. - i kiedy drzwi się zatrzasnęły, nagle jakby cały alkohol uleciał ze mnie.
Spojrzałem już przytomnie na dziewczynę przede mną.
-Samantha. - mój szept przerwał ciszę w pomieszczeniu.
-No a kogo się spodziewałeś Justinku. - przejechała paznokciem po moim policzku.
Wyszedłem z niej i założyłem na swój pieprzony tyłek bokserki i spodnie. Zapinając klamrę paska, odblokowałem drzwi i pchnąłem je razem z blondynką.
Wyszedłem z łazienki i przeczesałem dłonią swoje włosy. Jedyne co przemknęło mi przez głowę to imię. Amanda. Kurwa jestem idiotą.
Walnąłem pięścią w ścianę i ruszyłem biegiem przed siebie. Słyszałam krzyki Sam, lecz ignorowałem je. Stanąłem przy barze i zacząłem się rozglądać. Nie mogłem nigdzie jej znaleźć.
W tłumie dostrzegłem Kimberly, która patrzyła wprost na mnie i kręciła niezadowolona głową. Zacząłem iść w jej stronę. Patrzyłem prosto na nią by nie stracić jej z oczu.
-Kim widziałaś gdzieś Mię. - kiedy ja próbowałem przekrzyczeć muzykę, ona jedynie pokiwała głową.
-To powiedz mi proszę gdzie ona jest. - wskazała dłonią na wyjście
-Wiesz, że jesteś pieprzonym idiotą Bieber? Nie dość, że nie zasłużyła na to co robi jej Diego, to jeszcze ty dołączasz się do robienia jej złych rzeczy. Jesteś okropny. - pokręciła z rozczarowaniem głową i odwróciła się do mnie tyłem, odchodząc.
Ja natomiast ruszyłem biegiem do wyjścia. Zacząłem rozglądać się w okół siebie z chwilą gdy w moją twarz uderzyło chłodne powietrze. Jedno mnie przerażało.
Nigdzie jej nie było.

~*~

Jak niektórzy z was wiedzą, w marcu miałam urodziny.
Nie wszyscy moi znajomi mogli w nich uczestniczyć razem ze mną.
Kilka osób 2 miesiące później, a dokładnie w sobotę 2 maja, zrobiło mi spóźnioną
urodzinową niespodziankę.
Tzn, przyjechali po mnie do domu i kazali wsiąść do samochodu.
Siedziałam na miejscu pasażera, a kolega kierował. Za mną siedziałały jeszcze dwie koleżanki.
Po czasie dowiedziałam się, że jechaliśmy na koncert happysadu.
A ja uwielbiam ten zespół, więc było by to genialne,
gdyby gdyby nie to, że (cóż trudno mi o tym mówić).
Pogoda nie była za ciekawa.
Wpadliśmy w poślizg, Kacper nie mógł zapanować nad samochodem.
Zamknęłam z przerażenia oczy, przez chwile dobiegały do mnie jeszcze jakieś dźwięki.
Lecz potem już nic nie pamiętam.
Dziewczyny siedzące z tyłu wyszły prawie bez szwanku.
Magda miała jedynie rozcięty łuk brwiowy i złamane jedno z żeber.
Natalia (która raz pisała do was na asku) miała złamaną ręke i kawałki szkła w udzie.
Gorzej było ze mną i Kacprem.
Samochód przekoziołkował kilka razy, a na końcu od mojej strony walą z drzewo, które spadło na maske,
Kacper miał złamaną rogę, jedno z żeber przebiło mu płuco i miał wstrząs mózgu.
Tak jak ja stracił przytomość.
Najprawdopodobniej uderzyłam głową o deske rodzielczą i dlatego straciłam przytomność.
Miałam pocharatany policzek od szkła.
Moje nogi tak przygniotło drzewo które spadło na samochód, że jeda z nich była kompletnie rozgruchotana.
Pozatym miałam Otwarte złamanie prawej ręki i 3 żebra także nie były w świetnym stanie.
Spędziłam w szpitaliu 3 miesiące.
Kacper o 1,5 miesiąca krócej, gdyż on na szczęście nie zapadł w śpiączke.
Mój stan okazał się gorszy niż reszty, gdyż z powodu bardzo poważne urazu głowy,
zapadłam w śpiączkę. Podobno wybudziłam się sama z siebie po 28 dniach.
Na początu lipca zdjeli mi gips z ręki i zaczełam rechabilitacje.
Ze szpitala wyszłam 2 tygodnie temu i od razu wziełam się za pisanie,
bo wiedziałam, że i tak już wasz zawiodłam.
Cały czas jestem na środkach przeciw bólowych.
Moja noga nadal znajduje się w gipsie.
Kiedy to pisze łzy spływają po moich policzkach.
Myśle, że jeszcze nie do końca doszłam do siebie po tym wszystkim
Przepraszam, że was zawiodłam.
~*~
Za wszelkie błędy i literówki przepraszam :))
Pamiętajcie, że was kocham i licze na wasze komentarze <3
Wasza Dominika!

1 komentarz:

  1. O Boże! Dobrze, że nic poważniejszego Ci się nie stało. Nawet nie wiesz jak mi przykro. Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie ♥
    Co do rozdziału to aż uśmiech pojawił się na twarzy, gdy zobaczyłam jaki jest długi. Treść zresztą jest nie mniej imponująca. Wspaniały!
    Mam tylko nadzieję, że Justin odnajdzie Mię. Ach ten Bieber, zawsze musi coś spieprzyć - nieświadomie, ale jednak. Jestem potwornie ciekawa jak zakończy się to opowiadanie. Mam tylko nadzieję, że szczęśliwie.
    Przy okazji mam do Ciebie pytanko - Ile jeszcze rozdziałów masz w planach? - Mniej więcej oczywiście, czy dużo, czy mało? Tak po prostu jestem ciekawa. :p
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
    PS: Jeszcze raz życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń